Kurt Vonnegut swoje powieści ozdabiał własnoręcznie
wykonanymi prostymi rysunkami, jak np. słynną „dziurą w zadku” (gwiazdka z
czterech przecinających się kresek). Bawił się formą, prowokował
czytelnika, wciągał go w literackie pułapki i kpił z niego. Był surrealistą i
fascynował się science-fiction.
W jednym z wywiadów powiedział: "Powieściopisarze mają
średnio taki sam iloraz inteligencji jak sprzedawcy kosmetyków w
Bloomingdale's. Naszą siłą jest cierpliwość. Odkryliśmy że pisanie pozwala
nawet głupiemu człowiekowi wydawać się niesamowicie inteligentnym, jeśli tylko
będzie przepisywał tę samą myśl kilkaset razy, poprawiając ją za każdym razem
tylko odrobinę. To jak napełnienie sterowca powietrzem za pomocą pompki do
roweru. Każdy może to zrobić. Trzeba tylko czasu."
I poważniej: "Wierzę że czytanie i pisanie są
najbardziej wzbogacającą formą medytacji, jaką ktokolwiek wymyślił. Czytając
zapisy najbardziej interesujących umysłów w historii, mamy szansę na nawiązanie
kontaktu z tymi ludźmi, ale też z samymi sobą. To dla mnie prawdziwy cud."
Pisarz nawet przyrównuje pisanie powieści do filmu: "Pisanie
powieści jest podobne do kręcenia filmu: po ustawieniu kamer
dzieją się setki różnych przypadkowych rzeczy. Masz więc
szczęście - może na dobry początek coś się zdarzy na brzegu
planu. Wkraczasz w to od niechcenia. Puszczasz akcję
w ruch i obserwując daną rzecz dostrzegasz mnóstwo możliwości.
Żeby wykorzystać tę czy tamtą, trzeba czasami coś sprawdzić.
Może dowiedzieć się czegoś więcej o chińskich imigrantach albo
komecie Haley'a, bo przez myśl ci nie przeszło, że pojawią się
w opowiadaniu. Sprawdzasz więc, zasób twoich wiadomości rośnie,
rozszerza się tym bardziej, im dalej posuwasz się w pisaniu,
i wpływa na treść. Po przekroczeniu pewnej granicy, zakończenie
staje się nieuchronne."
Czy wiecie, że Vonnegut otworzył nawet pierwszy w USA salon
samochodowy firmy Saab? :-)
Źródło: http://www.granice.pl