Dzień dobry wszystkim,
za sprawą sympatycznego zbiegu
okoliczności trafiłem na tego bloga, a jego właściciel zasugerował napisanie
przeze mnie paru słów. Dlaczego? Pewnie dlatego, że mam za sobą debiut
literacki, choć pewnie 99% czytelników moich tytułów nie kojarzy. Z góry jednak
mówię, że nie czuję się kompetentny aby udzielać porad, co więcej, szczerze
mówiąc, treść bloga – czyli jak napisać książkę – jest dla mnie w stu
procentach aktualna. W tej chwili czytam „Jak pisać” Stephena Kinga – po lekturze jednego z rozdziałów zerknąłem do
„Beczki soli” i złapałem się za głowę. Bynajmniej nie z zachwytu.
Przede wszystkim powtórzę to, co
przewija się w większości tekstów na tym blogu – trzeba dużo czytać. Ale dodam,
że warto czasem sięgnąć po książki zupełnie od czapy, np. podręcznik
hydrauliki. Sama Wisława Szymborska przekonywała do tego typu książek w swoich
„Lekturach nadobowiązkowych”. Nigdy nie wiadomo kiedy taka wiedza się przyda, a
hydraulik może być bardzo istotnym bohaterem np. w powieści science-fiction –
każdy statek kosmiczny ma przecież mnóstwo rur i przewodów. Ponadto nie do
przecenienia są biografie pisarzy czy wywiady z nimi, zawsze coś ciekawego
można tam wyłapać.
Żeby książkę napisać, trzeba po
prostu… zacząć ją pisać. Do tego na pewno przyda się wymyślony wcześniej
chociażby zarys fabuły, ale można też inaczej – wyczytałem, że Stephen King
zaczyna tylko od pomysłu, a fabuła powstaje w trakcie pisania. To oczywiście subiektywne,
ale nie ma co zwlekać i za dużo myśleć.
Podobnie kiedy już w trakcie
pracy ciężko zacząć nowy akapit. U mnie sprawdza się po prostu napisanie
pierwszego zdania. Może być złe i głupie, nie ma się co przejmować bo potem się
to poprawi. Najważniejsze że już jest na kartce – za nim idą następne i w końcu
wpada się w rytm lub trans pisania.
Dobrze jest nie przywiązywać się
do napisanego tekstu. Oczywiście często jest on bliski sercu, ale tak naprawdę dopiero
duży dystans czasowy pokaże czy jest to dobre. Warto też słuchać opinii ewentualnych
czytelników, którym odważycie się pokazać swój tekst. W przypadku „Beczki soli”
było to kilkanaście osób, znajomych i przyjaciół, dzięki którym dokonałem zmian
– od drobnych korekt, poprzez wyrzucenie całych akapitów, do nawet zmiany
całego stylu narracji. Ale jeśli
wierzycie w coś, to przekonujcie i walczcie jak lwy – czas pokaże czy jest to
dobre.
A jak już książka jest gotowa,
trzeba ją wydrukować, zapakować w koperty i wysłać do kilkunastu wydawnictw.
Pewnie połowa nie odpowie wcale, połowie odpowie lakonicznie, ale być może jedno
zauważy jakiś potencjał i się uda!
Dużo
ciekawych rzeczy można nauczyć się dzięki branży filmowej, a konkretnie z zasad
scenopisarstwa. Chociażby budowanie postaci – warto znać życiorys bohatera od
urodzenia, nawet jeśli w książce wchodzimy w jego życie bardzo późno. Tu
mistrzem jest Quentin Tarantino, który tworzy całe życiorysy nawet
drugoplanowych postaci. Dlaczego warto to zrobić? Bo całe życie bohatera
determinuje jego obecną osobowość, styl bycia i sposób mówienia. Jest tu sporo
literatury do zdobycia, polecam książki Josepha Campbella – „Potęga mitu” i
„Bohater o tysiącu twarzy”.
Inna dość
ciekawa porada z branży filmowej do przemyślenia – poprawiając tekst, przepisuj
go.
Teraz zamiast
zgrywać mądrego powiem coś, o czym wiem na pewno – dlaczego warto napisać
książkę. Spełnienie największego marzenia życia jest chyba niezłym powodem?
Moment kiedy trzymacie pierwszy raz wydrukowany egzemplarz – bezcenny! Jestem
trochę romantykiem, więc zadbałem żeby ten moment miał miejsce na plaży – koniec
ciepłego sierpniowego dnia, śliczna dziewczyna, zimne piwo i przesyłka
kurierska z dziesięcioma egzemplarzami „Beczki soli”. :-)
Poza tym
pisanie jest przygodą. Autentyczna przygodą, całkowitym wejściem w stworzony
świat i zżycie się z bohaterami. Kiedy kończy się ostatnią stronę, nie czuć
ulgi ani radości – tylko smutek, że to już koniec… Przynajmniej ja tak mam, bo
wiem, że Agata Tuszyńska wręcz nienawidzi etapu pisania. No ale z kim ja się
porównuję…
Pewnie
zdajecie sobie z tego sprawę, ale potwierdzę – książka może zmienić życie.
Bardzo realnie. Słuchajcie więc rad na równi z głosem serca i piszcie. A to, co
się dzięki temu wydarzy, niech będzie dla Was dobrą niespodzianką!
Pozdrawiam,
Bartosz
Cześć,
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój pomysł Qba, żeby zaprosić gościa do bloga, jak i połączenie bloga z facebookiem. Udostępniam regularnie Twoje posty w grupie uczestników warsztatów Creative Writing na facebooku. Podobają się i jeśli chcesz, to dołączę Ciebie do grupy.
Interesujący jest post Bartosza Łapińskiego.
Tak sobie myślę nad sprawą wymyślania fabuły, planowania, lub pisania bez planu, z samym pomysłem. Okazuje się, że są dwie szkoły i obie sprawdzają się, ale u różnych ludzi. Nie ma chyba innego wyjścia, niż metoda prób i błędów, na własnym, żywym, organizmie.
Piękny jest fragment o świętowaniu wydania książki w szczególny sposób. Tak, to wymaga choćby drobnej aranżacji, ale to są ważne chwile, takie pierwsze razy, które pamięta się całe życie. Faktycznie szkoda by było, żeby tak szczególnej chwili towarzyszył np. jazgot psa sąsiadów i zapach niewywiezionych śmieci.
Ten fragment o zadbaniu, aby chwila była świętem, pokazuje według mnie, pewną cechę Autora. Cechę, która, być może, jest sprężyną Jego sukcesu. Widzę Bartosza jako człowieka, który sam rozgrywa swoje życie, a nie tylko płynie z prądem, zadowalając się tym, co nurt ze sobą niesie. Bo co nurt niesie, to wszyscy wiemy.
Życzę Bartoszowi wielu sukcesów i idę pobuszować na Jego blogu :)
Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo mi się podoba ten blog. Jest taki...inny, osiągalny, praktyczny, nawet przyziemny - to komplement.
OdpowiedzUsuńTen blog jest jak pierwsza gałąź jabłoni pisarskiej - ta z jabłkiem. Jest ona wysoko, ale też na tyle nisko, by początkujący autor był w stanie wyciągnąć rękę i sięgnąć po to pierwsze jabłko. Jabłko, które skosztuje, potem zje w całości i to mu da wystarczająco chęci i sił by wspiąć się wyżej, na kolejną gałąź i sięgnąć po kolejne jabłko zyskując co raz to więcej sił i chęci pisarskich. Good job, well done. :)
A pan Bartosz Łapiński przytoczył super pozycje. Przeczytałem już Stephene King'a jak pisać - bardzo wartościowe i niedługo zabieram się za Campbell'a. Bardzo dobra, praktyczna rada z czerpaniem wiedzy ze świata scenariuszów - sam też na to wpadłem, dlatego polecam "Jak napisać scenariusz filmowy" - Russin, Downs.
Pozdrawiam serdecznie.
Ralph H. Patrick z fejsa. ;)
Świetny wpis, znakomity dla młodych twórców.
OdpowiedzUsuńW pełni zgadzam się z tym co napisał Bartosz Łapiński. Wiele mógłbym potwierdzić z własnego doświadczenia.
Wytrwałość jest chyba najważniejszą cechą pisarza, na każdym etapie pracy.
Pan Bartosz wie jak zachęcić do pisania. Świetny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń