poniedziałek, 16 listopada 2020

Charles Bukowski - pisanie jest łatwe


 Charles Bukowski był mistrzem kształtu i rytmu dialogu: pytanie i odpowiedź, przerwa i ruch. Pisał swobodnie, na luzie, tak jak żył. Co skłoniło go do pisania? W wywiadzie dla „Arete” w 1989r. odpowiada:

„Cóż, wie Pan, wychodząc z fabryki albo z magazynu miałem poczucie zmarnowanego dnia, wszystkich tych zmasakrowanych godzin. Jak lepiej mógłbym zbudować jakąś równowagę? Pomagało mi to trzymać nóż z dala od gardła, mimo że to powracało. Czytałem książki i czasopisma i zauważyłem mlecznobiałą martwotę pisania. Gdybym miał pisać tylko dla siebie, na tym by się skończyło. Prawda, wziąłem dziesięć lat wolnego, by skupić się wyłącznie na piciu, ale dało mi to zapis doświadczeń, do którego mogłem sięgać w dalszym pisaniu.”

Bukowski preferował pisanie na maszynie.

„Kiedy siadam do maszyny, nie mam pojęcia, co napiszę. Nigdy nie lubiłem ciężkiej pracy. […] Odkryłem, że kiedy piszę, jestem w stanie podobnym do transu. […] Pisanie dla mnie to jak pójście na dobry film, po prostu się rozwija, sprawia przyjemność, nie ma w tym żadnej pracy. I, oczywiście, przygotowuję scenę: radio na muzykę klasyczną, i ta butelka wina. To radosny czas.”

Zawsze „szedł na żywioł”. Prozy nie poprawiał, w wierszach czasami poprawiał to i owo.

„Właśnie skończyłem powieść Hollywood. Napisałem ją jednym ciągiem, nie zmieniając ani słowa. Z wierszy zwykle usuwam jeden czy dwa wersy, kiedy je poprawiam. Więc poprawiam wiersz, ale nie powieść ani opowiadanie. Dlaczego? Nie wiem.”

W 1985r. Bukowski powiedział: „Pisanie jest łatwe. To życie bywa czasami trudne”.

 

Źródło: D. S. Calonne "Charles Bukowski - świecie, oto jestem"

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Truman Capote - autor horyzontalny

 


Truman Capote uwielbiał pisać w łóżku. Mówił, że jest „autorem w pełni horyzontalnym.”

„Nie potrafię myśleć inaczej niż na leżąco. Obojętne, czy leżę w łóżku, czy rozciągnięty wygodnie na sofie, zawsze pod ręką mam papierosa i kawę. Muszę wydmuchiwać dym i popijać kawę. Gdy nadchodzi popołudnie, kawę zamieniam na herbatę miętową, później herbatę na sherry, a następnie sherry na martini”.

Pisał cztery godziny dziennie, a wieczorem lub następnego dnia rano nanosił poprawki. Często przed wersją ostateczną powstawały dwie sporządzone ołówkiem. Tekst finalny, pisany na maszynie którą trzymał na kolanach, również powstawał w łóżku.

Nie zaczynał ani nie kończył niczego w piątek.

Co ciekawe, w 94 proc. zapamiętywał dosłowną treść wszystkich rozmów, które przeprowadzał. Ta umiejętność ułatwiła mu napisanie powieści „Z zimną krwią”.

Norman Mailer powiedział o nim: „Truman Capote jest najdoskonalszym pisarzem mojego pokolenia. W Śniadaniu u Tiffany’ego” nie zmieniłbym nawet dwóch słów.”

W książce Piąta Aleja, piąta rano Sam Wasson pisze: „Truman pisał „Śniadanie u Tiffany’ego” w ten sam sposób, w jaki tworzył przeważającą większość swoich dzieł – z zimną, niemal naukową precyzją. Drwił z pisania pod wpływem impulsu i z pisarzy, którzy zawczasu nie przemyśleli całości dzieła, woląc zamiast tego planować, kombinować i znów planować, podczas gdy on w tym czasie temperował ołówek i pisał.”

środa, 29 lipca 2020

Jack Ketchum - kreator zła


Aby pisać powieści grozy, Jack Ketchum musiał wyobrażać sobie zło i kreować swoje mroczne postacie:

Kiedy piszesz, sprawdzasz, testujesz samego siebie. Każda postać, którą tworzysz, bez względu na to, czy jest to zły czy dobry bohater, czy pies, czy kot – każda postać wychodzi niejako z ciebie i posiada cząstkę ciebie. Inspiracje mogą pochodzić od przyjaciół, z pobliskiego baru, z telewizji, z książek, które czytasz. Jednak to tylko pomysły. Prawdziwy, emocjonalny wpływ, prawdziwa wartość, jaka płynie z twojej opowieści, pochodzi od ciebie. Dlatego, aby pisać, muszę również poczuć horror czy przemoc. Dlatego muszę przekopywać się przez samego siebie i szukać własnych demonów. Wszyscy moi źli bohaterowie mają coś, co sprawia, że są ludźmi. Nie opowiadam zbyt wielu historii z elementami nadprzyrodzonymi, bo brakuje w nich ludzkiego pierwiastka. Jeśli piszę scenę miłosną, muszę być choć trochę zakochany, a jeśli piszę scenę horroru, muszę znać uczucie grozy, bo inaczej nie będę w stanie jej wam przekazać.”

 Tak naprawdę nazywał się Dallas William Mayr i był agentem literackim. Dlaczego używał pseudonimu? Oto odpowiedź:

„Zanim zacząłem pisać, byłem agentem literackim. Było to trzy i pół roku wcześniej, ale i tak wydawcy wciąż mnie pamiętali. Wielu wydawców ufa agentom literackim. Są osobami, które jako pierwsze mówią: „tak, to jest całkiem niezłe”. Dlatego, kiedy napisałem moją pierwszą powieść „Poza sezonem”, pomyślałem, że o wiele szybciej otrzymam odpowiedź, jeśli ukryję prawdę i powiem, że znalazłem tego człowieka, Jacka Ketchuma. „Pamiętacie mnie, jestem agentem, Dallas Mayr. Znalazłem tego gościa, Jacka Ketchuma. Wydaje mi się, że wam się spodoba. Przeczytajcie i powiedzcie, co o nim myślicie”. I od razu to kupili. A później jeden z wydawców wyznał mi, że nikt nigdy nie widział książki z tak wielką dawką przemocy. Skoro więc była aż tak okrutna, zacząłem się zastanawiać, co moi rodzice by na to powiedzieli i tak dalej. Dlatego postanowiłem pozostać przy pseudonimie. Chciałem zobaczyć, jak sprawy się potoczą, a być może przy kolejnej okazji opublikować książkę pod własnym nazwiskiem, już jako Dallas Mayr. Ale Poza sezonem sprzedało się całkiem dobrze – około czterech tysięcy egzemplarzy w Stanach. Tak więc nikt nie czekał na nową książkę Dallasa Mayra – czekano na kolejną powieść Jacka Ketchuma.”

Źródło: "Rozmowy z autorami" lubimyczytać.pl

wtorek, 16 czerwca 2020

Marcel Proust - usiąść czy leżeć?


https://go.buybox.click/linkclick_1719_92?&url=https%3A%2F%2Fdadada.pl%2Fproust-marcel%2Cf46231
Marcel Proust to przykład cierpiącego pisarza. Dosłownie. Jego cierpienie wynikało z pozycji w jakiej pracował. Pisał wyłącznie w łóżku, leżąc prawie zupełnie płasko, jedynie z głową opartą na dwóch poduszkach. By sięgnąć po zeszyt, który miał na kolanach, musiał opierać się niewygodnie na jednym łokciu, za jedyne oświetlenie mając lampkę nocną z zielonym kloszem. Tym sposobem dłuższa praca sprawiała, że miał skurcze nadgarstka i bolały go oczy. A pisał tak bez przerwy kilka godzin. W ostatnim tomie powieści W poszukiwaniu straconego czasu napisał, że „dzieła, niczym w studniach artezyjskich woda, sięgają tym wyżej, im głębiej cierpienie wryło się w serce”. Gdy był zbyt zmęczony, by się skoncentrować, brał tabletkę kofeinową, a kiedy chciał w końcu zasnąć, dla równowagi przyjmował veronal, lek usypiający.
Ostatnie trzy lata swojego życia Proust spędził w większości w swojej sypialni, śpiąc w dzień, a w nocy pracując nad powieścią.
W 1912r. napisał: „To naprawdę odpychające podporządkować całe życie pracy nad książką”.