wtorek, 22 października 2013

Sandor Marai - Dziennik

Sandor Marai, węgierski prozaik i poeta, w "Dzienniku" uznawanym za jedno z najważniejszych jego dzieł, opowiada o ciężkim zmaganiu się ze swoim pisarstwem:
"Każda linijka, którą zapisuję - czy piszę artykuł, czy studium, fragment powieści czy nawet te notatki - budzi we mnie niewypowiedziane napięcie i niepokój. To uczucie nie przemija z latami, z doświadczeniem, z rutyną zdobytą w rzemiośle - cóż to za rzemiosło! - lecz przeciwnie, wzrasta. W porze dnia, którą poświęcam pracy, wszystko mnie denerwuje i przeszkadza, rozmowa telefoniczna wytrąca mnie z równowagi, a wiadomość, że ktoś ma mnie odwiedzić, że muszę się wywiązać z codziennego zadania "na czas", unicestwia mnie dosłownie, jest jak strach przed atakiem bólu fizycznego." 
"Żyję już tylko pomiędzy linijkami moich prac - a jakież one niedoskonałe, biedne, jak przygnębiająco nędzne są te linijki! - wszystko inne to tylko przygotowanie, zbieranie sił do tych kilku zdań. Czytanie, jedzenie, spanie, całe zachwycające misterium życia stanowi tylko rekwizyt i przygotowanie do pracy, i w coraz większym stopniu już tylko to."
"Od rana do wieczora przygotowania do tej półtorej, najwyżej dwóch godzin, podczas których jestem w stanie pracować. Jem owoce, żeby móc pracować - choć nie lubię owoców; nie piję wina, żeby móc pracować - choć lubię wino. Oszczędne gospodarowanie mijającym czasem przy zadaniu, które nie ma końca. Czeka na mnie kobieta? Niech czeka. Czeka świat? Niech czeka. To koszmar. Ale nikt o tym nie wie". 
Niestety, pisanie to nie bułka z masłem, a pisarz napiętnowany jest wiecznym niepokojem. Ale w tym właśnie urok ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz