poniedziałek, 29 września 2014

Wydawnictwo Kopytabooks zaprasza


http://www.kopytabooks.com/Mamy na rynku nowe wydawnictwo! Oddaję im głos:
"Jesteśmy młodym wydawnictwem, jednak z doświadczonym zespołem profesjonalistów, którzy chętnie Państwu pomogą w wydaniu książki. Publikujemy w zasadzie wszystko oprócz wulgaryzmów. Zapewniamy redakcję oraz  korektę tekstu, skład i łamanie książki, indywidualny projekt okładki. Wydanie książki jako ebooka oraz jako audiobooka. Zapewniamy reklamę na naszych stronach. www.kopytabooks.com"

wtorek, 23 września 2014

Richard Paul Evans - pisanie jest jak bycie ojcem



http://webep1.com/Zobacz/To?a=3742&mp=521&r=L3N6dWthai8_YXV0b3I9UmljaGFyZCUyMEV2YW5z0&aff=2Richard Paul Evans, pisarz popularnych bestsellerów, pisze w domu jednocześnie opiekując się piątką dzieci. O pisaniu mówi z wielką czułością: "Pisanie jest trochę jak bycie ojcem. Każda książka jest ważna, tak jak ważne jest każde dziecko. (...) Każda książka wymaga poświęcenia, czasu i każda z nich jest na swój sposób szczególna."
Początki wyglądały następująco: "Nikt nie chciał mojej pierwszej książki, więc sam ją wydałem. Ludzie czytali ją i widziałem, że ona może odmieniać ich życie. Nie wierzyłem, że będę autorem bestsellerów. Jeśli sto osób przeczytało moją książkę, byłem podekscytowany. Nie zakładałem, ile książek mam sprzedać, byłem szczęśliwy po prostu ze względu na to, że ludzie czytają to, co napisałem. Byłem wdzięczny dosłownie każdemu, kto kupił moją książkę. W pewnym sensie kiedyś było łatwiej, niż teraz, gdy mam na głowie oczekiwania i prognozy wydawców."
Evans wiele powieści napisał z perspektywy kobiety. Niektóre czytelniczki oskarżały go, że jest kobietą piszącą pod pseudonimem, bo, jak opowiada pisarz " dochodziły do wniosku, że to niemożliwe by facet znał tak dobrze ich wewnętrzne życie".
A jak to robi? "Cóż, jestem bardzo wrażliwą osobą oraz mam wokół siebie wspaniałe kobiety – żonę i córki, które są mi bardzo bliskie. A żeby być dobrym mężem, ojcem i przyjacielem muszę słuchać i rozumieć, co czują w różnych sytuacjach. Myślę, że to przekłada się na moje pisanie."

sobota, 13 września 2014

Myśliwski - warsztat to ma stolarz, stelmach, kołodziej…



http://webep1.com/Zobacz/To?a=3742&mp=521&r=L3N6dWthai8_YXV0b3I9V2llcyVDNSU4MmF3JTIwTXklQzUlOUJsaXdza2k1&aff=2Wiesław Myśliwski, mistrz prozy, dwukrotnie uhonorowany nagrodą Nike (za "Widnokrąg" i "Traktat o łuskaniu fasoli") w wywiadzie dla Newsweeka zapytany, czy wymyślenie pierwszego zdania to dla pisarza musi być męka, odpowiada:
"Nie zawsze męka, bo czasem się pojawia ni stąd, ni zowąd, jakby bez naszego udziału. Ale najczęściej zanim się pojawi, dużo myśli musi przelecieć przez głowę. Nieraz pisze się już książkę, a nie chce się pojawić. I ma się wrażenie, że się błądzi. Bo to pierwsze zdanie jest jakby drogowskazem książki. Nadaje znamię całej narracji, a nawet z grubsza określa przestrzeń książki. Mam kilkunastomiesięcznego wnuczka, Gucia, i czekam właśnie na jego pierwsze słowo, od którego zacząłby mówić. I kiedy obserwuję go, jak chce to pierwsze słowo z siebie wydobyć, to mam wrażenie, jakbym to ja siedział nad pustą kartką papieru i próbował wydobyć z siebie to pierwsze zdanie. Taki stan dziecięctwa nieraz sam odczuwam."
"...pierwsze zdanie nie musi być zdaniem doskonałym czy wzniosłym. Przeciwnie. Powinno być proste, nienarzucające się, naturalne, jakby ktoś ot, tak sobie powiedział, lecz powinno mieć wewnętrzną potencję."
W książce "Kamień na kamieniu" pisarzowi zdarzyło się skorygować pierwsze zdanie powieści:
"Gdzieś w połowie książki czułem, że pisanie mi nie idzie. A powodem było właśnie to pierwsze zdanie. Było byle jakie. Pochodziło nie z mowy, lecz z pisma. Nie miało żadnej energii, żadnej wieloznaczności, jaką powinno mieć prawdziwe zdanie. Za dużo słów w nim było. Nie określało żadnej cechy bohatera-narratora. Nie powoływało go do bytu."
Jak mówi, około pół powieści zaczął pisać od nowa. :-)
O  warsztacie pisarskim mówi:
"Warsztat to ma stolarz, stelmach, kołodziej… A ja mam tylko ołówek i kartkę papieru. I nic nie wiem. A chcę wiedzieć. Dlatego piszę z poczuciem wszelkiego możliwego ryzyka. Toteż nieustannie doświadczam, nie jak umiem pisać, lecz jak nie umiem. I to jest ten warunek, który mnie zachęca do pisania, bo zachęca mnie do przekraczania swoich możliwości."
"Jeśli ktoś mnie pyta, dlaczego pan pisze, odpowiadam: dlatego że podnieca mnie to, że nie wiem. Podnieca mnie to, że pisząc, poznaję świat. A to zmusza mnie do poszukiwania i samego siebie. Gdybym nie pisał, nie wiedziałbym tyle o sobie. Bo przecież muszę się wstawiać w różne role, sytuacje. Muszę się utożsamia z tymi sytuacjami, postaciami, dialogami, żeby to wszystko było prawdziwe. Gdybym się nie utożsamił, tylko pisał z dystansu, poniósłbym klęskę."
Pisanie nie istnieje bez czytania, więc na koniec zachęta do czytania:
"Czytanie jest odtrutką na zalewającą nas tandetę i kicz, które nas atakują ze wszystkich stron. Poza tym dzięki czytaniu czuję się wolny, bo wybieram sobie w ten sposób świat, w którym chcę przebywać, a nie w którym muszę."
Nic dodać nic ująć :-) 

środa, 3 września 2014

William Wharton - prywatność to dar

http://webep1.com/Zobacz/To?a=3742&mp=521&r=L3N6dWthai8_YXV0b3I9V2lsbGlhbSUyMFdoYXJ0b241&aff=2

William Wharton nie tylko pisał ale i malował. W wywiadzie mówił:
"Czuję się spełniony i jako malarz i jako pisarz. Tak naprawdę moja jedna pasja jest bodźcem dla drugiej. Malarstwo w swoisty sposób stymuluje pisanie i odwrotnie."
Podczas pisania i malowania Wharton słuchał muzyki klasycznej. Jak mawiał: "Muzyka jest wspaniałym, uspokajającym tłem każdego dnia."
 Pisał od dawna, jednak:
"Zacząłem pisać, kiedy byłem bardzo młody, jednak pierwsza z moich książek została wydana, gdy miałem już około pięćdziesiątki. Piszę dlatego, że nie wszystko można namalować. Pędzel i farba nie są ostatecznym środkiem wyrazu, wymagają uzupełnienia w postaci pióra. I odwrotnie."
William Wharton to tak naprawdę pseudonim artystyczny Alberta Du Aime. Pseudonimu używał, ponieważ:
"Staram się, żeby popularność w jak najmniejszym stopniu wpływała i zakłócała mój codzienny spokój. Prywatność to dar i błogosławieństwo, którego nie chcę stracić. Przez wiele lat nie ujawniałem swojej tożsamości, zresztą książki wydaję do dziś pod pseudonimem."
Na pytanie, na ile w swojej pracy posługuje się komputerem, odpowiada:
"Choć moje pokolenie nie wyrosło w epoce komputerów, ja się do nich coraz bardziej przekonuję i jestem coraz bardziej od nich zależny. Faktycznie piszę na komputerze. Aby jeszcze ułatwić ten proces myślę o zastosowaniu najnowszych osiągnięć techniki - aktywatora głosu."